Po dokładnie 301 dniach ligowa piłka wróciła na Pinek. Od tego czasu zmieniło się wiele, ale na całe szczęście kępki pozostały. Dołożyć do tego nasze twarde niczym kamyczki piłki i sukces gwarantowany.
Ale różowo to się dziś nie zaczęło. Przed meczem dowiadujemy się, że próżno w naszej osiemnastce doszukać się nominalnego bramkarza. Oczywiście, to dla nas nie pierwszyzna. Nasi zawodnicy przecież uniwersalni, na każdej pozycji sobie poradzą (lewy tudzież prawy pomocnik za bramką im nie straszny). Padło na Kamila Skręta. Decyzja zrozumiała ze względu na jego aż jednomeczowe doświadczenie na tej pozycji. Tak otrzaskany bramkarz dał pewność z tyłu, co miało się przełożyć na dobrą grę obronną. Pomogło też w ataku, bo 4 bramek to już dawno nie strzeliliśmy. Mogło być zdecydowanie więcej, ale co za dużo to niezdrowo. Trzeba było ponadto sprawdzić wytrzymałość naszych bramek oraz wysokość piłkochwytów. Skoro tak długo nas tu nie było to nie pamiętaliśmy. Jesteśmy gościnni i promujemy zdrowy tryb życia, dlatego zadbaliśmy też o sędziów liniowych. Podnosili tyle razy chorągiewkę po naszych spalonych, że na pewno mięśnie rąk wyćwiczyli.